Debiutancka sobota z perspektywami, ale bez punktów
Sobotnie starcie z widoku na tabelę przedstawiane było nieco jak starcie Dawida z Goliatem. Bibilijnym wojownikiem oczywiście Kmita, która po potknięciu z początku wiosny Pogoni mocno zbliżyła się do lidera, a swoimi wynikami zgłasza ambicje na wejście do V ligi. W roli Dawida nasz zespół, który po wysokiej porażce z Prądniczanką przez wielu spisany został na niebyt, ale odnosząc się do przypowieści biblijnej naszą siłą była wiara, w tym przypadku w fakt, że pozycję w tabeli można zmienić już od najbliższych spotkań.
Wiara ta zachwiać się mogła już w 2′ minucie, kiedy po błędzie naszej defensywy piłkę do bramki wpakował Michał Słonina. Z minuty na minutę zespół coraz lepiej dostosowywał się do nowych założeń i skutecznej bronił swojej bramki, czemu z uwagą i werwą przypatrywał się debiutujący w roli trenera pierwszej drużyny – Szczepan Różycki.
Kłopoty sprawiliśmy sobie sami 20′ minut później, kiedy w wyniku nieporozumienia między Kamilem Stochelem, a Sebastianem Kowalskim piłka padła pod nogi zawodnika Kmity, a tern wyłożył ją na pustą bramkę Dominikowi Gaudynowi.
W przerwie do rozgrzewki ruszyła cała 9-osobowa rezerwa, wśród której znaleźli się 16-letni Dominik Janowski, oraz 17-letni Mateusz Waliduda – na co dzień zawodnicy naszego zespołu juniorów młodszych.
Z nowych twarzy w roli rezerwowego bramkarza zauważyć można było Kacpra Ziółkowskiego, o którego wzmocnieniu będziemy wkrótce informować.
W drugą połowę weszliśmy już z innym nastawieniem, gdyż z dwubramkowym bagażem goli rywali nie było już zasadnym bronienie dostępu do swojej bramki za wszelką cenę.
Bardziej ofensywne nastawienie umożliwili zawodnicy, którzy weszli z ławki. Już od 55′ minuty mogliśmy oglądać debiutujących juniorów (Dominika i Mateusza) oraz Jarosława Morońskiego, którzy zmienili: Adama Nogaja, Piotrka Więckowskiego i Mateusza Skwarczka.
Na murawie zaczęło się dziać, bo nieprzygotowana i nieco ospała w defensywie przez ostatnie 50 minut drużyna gości momentami czuła się zaskoczona atakami jakie przeprowadzali podopieczni Szczepana Rózyckiego.
Najgroźniej zrobiło się w 65′ minucie, kiedy po jednym z dośrodkowań przed linią bramkową uderzał Jarosław Moroński próbując kopii bramki Diego Maradony zwanej ręką Boga, ale arbiter nie dostrzegł tego zagrania naszego napastnika, a następnie uznał, że piłka nie przekroczyła linii bramkowej. Wkrótce musiał stanąć przed naporem pretensji niemal wszystkich zawodników na murawie, z których goście domagali się odgwizdania zagrania ręką, a nasi zawodnicy zaliczenia bramki na 1:2.
Chwilę później na murawę zagościła kolejna świeża krew w postaci Mateusza Maziarza oraz Tomasza Krzywdy zmieniających Vovę Myshko i Patryka Bąka. Były to kolejne dobre zmiany, które wprowadziły kolejną świeżość, na którą nie byli przygotowani rywale, a przede wszystkim w końcu odpocząć mógł nasz “Bączek”, który dotychczas w większości spotkań za zmiennika miał tylko Antka Sajnoga, który jest napastnikiem. W efekcie Patryk jako młodzieżowiec większość spotkań rozgrywał od deski do deski.
Scenariusz, na który wszyscy czekali mógł się ziścić w 75′ minucie, kiedy po błędzie obrońców w sytuacji sam na sam znalazł się Jarosław Moroński, jednak decydując się na uderzenie zewnętrzną częścią stopy spudłował i wynik nie uległ zmianie do 86′ minuty, kiedy to kapitan Kmity – Tomasz Świder podwyższył prowadzenie strzałem z rzutu wolnego na wysokości 17. metra.
Po porażce z Kmitą wobec wygranej Partyzanta Dojazdów ponownie osunęliśmy się na ostatnią pozycję w tabeli i już od najbliższego spotkania nie ma marginesu błędu, czas na zbieranie punktów.
TRENER (BIEŻANOWIANKA): Szczepan Różycki
TRENER (KMITA): Piotr Trzepatowski
OBSADA SĘDZIOWSKA: Mateusza Bajda, Mateusz Jamróz, Marcin Śmietana
KOLEJNY MECZ