W Zabierzowie punktował lider tabeli
Wyjazdowe sobotnie starcie pachniało ligą. Obiekt Kmity pamięta jeszcze czasy świetności klubu, a okazałe trybuny robią wrażenie na przyjezdnych ekipach. Chociaż w dużej mierze świecą pustkami to dla zawodników już sama ich obecność podnosi rangę spotkania.
AMBICJE GOSPODARZY
Do warunków infrastrukturalnych dostosowuje się swoimi ambicjami zespół, który po awansie Wieczystej II i Orła Piaski Wielkiej przed sezonem mógł zakasać rękawy na rywalizację o wejście do V ligi. Głównym kandydatem do walki o awans stawała się Prądniczanka, ale wobec problemów z wynikami w pierwszej kolejce (trzy remisy) Kmita zabrał się do roboty.
Od pierwszych minut to gospodarze znajdowali się w większości przy piłce i próbowali znaleźć luki w naszej obniżonej defensywie. Najwięcej problemów jednak sprawiali sobie sami nasi zawodnicy, którzy mając problemy z rozegraniem piłki po odbiorze narażali się na straty tuż przed swoim polem karnym i tylko nieskuteczność napastników Kmity pozwoliła nam na zachowanie czystego konta.
Wyższa jakość rywali w doskoku po stracie piłki oraz skuteczne zawężanie szyków, kierowało naszych zawodników na rozgrywanie za pomocą bezpośrednich podań, ale nie mając atutów fizycznych (wzrost, siła) ten środek najczęściej kończył się na szybkim przejęciu piłki przez obrońców rywali, a nasi napastnicy nie byli w stanie przeciwstawić się im grając tyłem do bramki i walcząc o górne piłki.
POSTRASZENI Z KONTRY
Wobec naporu Kmity nasz zespół swoich szans ponownie musiał szukać w kontratakach, a te oglądać mogliśmy po 20′ minutach gry, kiedy do tego fragmentu gry udało się przejść ogrywając rywali po ziemi.
Pierwszy z ataków rozpoczął po przejęciu Michał Kukla, którego zagranie zbił do ziemi Maziarz, a po krótkiej wymianie podań z Kagize futbolówka trafiła wkrótce pod nogi pędzącego Konrada Łęckiego, który w sytuacji 2×1 z towarzyszącym Vovą Myshko zdecydował się na nasz pierwszy strzał w meczu zapisany jako niecelny.
Wkrótce zaskoczyliśmy rywali, kiedy wydawało się, że kolejne podanie od obrońcy zakończy się stratą blisko bramki, jednak piłka trafiła ponownie do Denisa Kagize, który zgrał ją do Piotra Więckowskiego i szybka zmiana ciężaru w boczny sektor ponownie zasiała nieco strachu w szeregach Kmity.
Przed przerwą najklarowniejszą szansę zanotowali znów zawodnicy z Zabierzowa, ale nieczyste uderzenie Marcina Rysia z bliskiej odległości zbił poza światło bramki Kamil Stochel.
CIOS PO PRZERWIE I… PRZEBUDZENIE
Tak jak w pierwszej połowie rywale mogli pluć sobie w brodę przy zmarnowanych szansach, tak w drugą połowę weszli z ekspresowym prowadzeniem, kiedy po podaniu w pole karne wychodzący z bramki Kamil Stochel nie zdążył uprzedzić napastnika i po oddaniu przez niego niecelnego strzału został przez naszego bramkarza sfaulowany.
Arbiter wskazał na jedenastkę i chociaż Kamil ponownie wyczuł intencję strzelca to jednak zabrakło zasięgu ręki, aby skutecznie wybronić dobre uderzenie Świdra przy słupku.
Wydawało się, że strzelona bramka może podwyższyć morale Kmity, która pójdzie za ciosem podnosząc wkrótce prowadzenie, jednak stała się rzecz zupełnie odwrotna! Nasz zespół nie mając nic do stracenia otworzył się na grę ofensywną i wykazując się większą ruchliwością w poszukiwaniu wolnej przestrzeni wkrótce stanęliśmy przed szansą na wyrównanie.
Jeden z najszybszych na murawie (a z pewnością w naszych barwach) Vova Myshko w 54′ minucie ruszył z piłką w stronę pola karnego i wkrótce dograł ją po ziemi równolegle do linii bramkowej i jednocześnie na tyle daleko, że nie mógł do niej wyjść bramkarz. Futbolówka przeleciała wzdłuż światła bramki i zdawało się, że akcję zamknie trafieniem do siatki Denis Kagize, ale zabrakło mu dosłownie 0,5 metra do zamknięcia sytuacji.
Chwile grozy faktycznie okazały się “chwilami” dla Kmity, gdyż sił na nawiązanie rywalizacji starczyło nam do 60′ minuty i wkrótce gospodarze ponownie przejęli inicjatywę z piłką przy nodze.
SKUTECZNI W FAZIE PRZEJŚCIOWEJ, ALE ZACHOWAWCZY W DEFENSYWIE
Zabierzowianie przewyższali nas zespół jakością, ale ta najbardziej uwidaczniała się, kiedy… tracili piłkę. Najbardziej dogodne sytuacje przychodziły, kiedy zawodnicy w biało-czarnych trykotach ruszali do odbioru po stracie bardzo często podwajając, a niekiedy i potrajając agresywne podejście do zawodnika, który znalazł się przy piłce.
Kiedy jednak piłkę na piątce ustawiał Kamil Stochel, gospodarze cofali się w strefę środkową i tam wyczekiwali zbierania długich piłek, lub odbioru po zacieśnieniu szyków obronnych w okolicy koła środkowego. Coraz częściej przy piłce znajdowali się Darek Kuźma i Piotr Więckowski, ale najczęściej musieli trzymać ją długo przy nodze w poszukiwaniu zawodników chętnych na jej otrzymanie.
2:0 I ZAWIJANIE DO PORTU
W 65′ minucie Kmita dopięła swego i finalnie po kolejnej ze swoich akcji do siatki trafił Marcin Ryś co zapewniło rywalom bezpieczniejsze prowadzenie niezagrożone stratą punktów po jednej bramce z kontry.
Spotkanie w końcówce mocno zwolniło, kiedy nasi zawodnicy wycofali się ponownie bliżej własnego pola karnego nie chcąc dopuścić do kolejnych strat, ale w ten sposób malały również szanse na zniwelowanie różnicy bramkowej.
W końcówce spotkania obie strony mogły zmienić jeszcze rezultat, ale miejscowi ponownie popisywali się nieskutecznością, a z naszej strony strzał Antoniego Sajnoga obronił Robert Widawski, a dośrodkowanie Vovy Myshko z rzutu wolnego powędrowało za słupkiem bramki.
TRENER (KMITA): Piotr Trzepatowski
TRENER (BIEŻANOWIANKA): Piotr Fima
OBSADA SĘDZIOWSKA: Marcin Przysiężniak, Jakub Stankiewicz, Przemysław Pawlik
KOLEJNY MECZ